wtorek, 9 marca 2010

Słowem wstępu, czyli o rodzinie (nie)doskonałej.

Od jakiegoś czasu panuje moda na matkę doskonałą. Matka doskonała doskonale dba o swoje dziecko - wychowuje go zgodnie z licznymi przeczytanymi przez nią podręcznikami, tabelkami, poradnikami. Karmi tylko i wyłącznie zdrowo, żadne tam junk food, zero słodyczy, soli, niezdrowych napoi. Jeśli zabawki, to tylko edukacyjne, które jeszcze ten idealny rozwój pociechy przyspieszą. Dziecko idealnej matki prawie nigdy nie choruje, a jeśli choruje, to doskonała matka na pewno od razu będzie wiedziała co mu jest i jak je leczyć, na wszelki wypadek skonsultuje to jednak z lekarzem. Najlepszym oczywiście. Osobowość takiego dziecka od momentu poczęcia już niemal, kształtowana jest tak, żeby kiedy dorośnie było inteligentnym, odnoszącym sukcesy, świadomym swojej wartości młodym człowiekiem, z całym mnóstwem fascynujących zainteresowań. Doskonała matka ponadto zrezygnuje z pracy, z kariery, ze swoich zainteresowań, żeby tylko móc w całości poświęcić się dziecku. Doskonała matka nigdy nie jest zmęczona, a nawet jeśli jest, to nie ma to wpływu na jej zajmowanie się dzieckiem - nie pozwoli, żeby zmęczenie wprowadziło ją w podrażnienie, odebrało jej cierpliwość.

Podziwiam i szanuję kobiety, które decydują się (i stać je na to finansowo) zostać w domu dzieckiem. Jeszcze bardziej podziwiam te, które muszą to zrobić, a mimo to nie staje się to dla nich ciężarem. Szanuję kobiety, które dla swojego dziecka chcą jak najlepiej (jak prawie każda matka) i w poszukiwaniu tego "najlepiej" przeczytają wszystko co się da, przedyskutują z tysiącem innych matek, z których każda ma inny pomysł na wychowywanie.

Ja nie zaliczam się do tej grupy. Moje córeczki mają odpowiednio troszkę ponad 2 latka (Przecinek) i 9 miesięcy (Kuleczka). Za dwa miesiące wracam do pracy i naprawdę nie mogę się już doczekać. I to nie dlatego, że mam taką fascynującą pracę! Siedzenie w domu z moimi pociechami, nieistotne jak bardzo je kocham i uwielbiam, ale to siedzenie doprowadza mnie do szału! Zaczynam wariować. Wracam więc do pracy. Będę za nimi tęskniła, szczególnie na początku ciężko będzie je zostawić, ale jednocześnie zrobię to też z pewną ulgą. Przez pierwsze pół roku będę pracowała tylko 3 dni w tygodniu, potem wrócę na pełen etat.

Jeśli chodzi o wychowywanie moich łobuzów, to głównie kieruję się intiucją. Słucham też doświadczeń innych, porównuję, wyciągam wnioski. Nie, nie przeczytałam ŻADNEGO podręcznika "Jak wychować szczęśliwe dziecko". Nie, nie sprawdzam czy rozwijąją się zgodnie z tabelkami i wykresami. Kocham je i pozwalam sobie czasami na bycie niedoskonałą matką.

Przecinek jest słodką dziewczynką, która bardzo kocha swoją młodszą siostrę i jest bardzo opiekuńcza. Pomimo swoich dwóch lat bardzo mi pomaga - podaje pieluszki, chusteczki, zabawia siostrę kiedy płacze, bawi się z nią, przytula, całuje. Jeśli wychodzę z nimi gdzieś sama, wie, że nie może sobie pozwolić na tyle, na ile pozwala sobie, kiedy jest z nami Mauż, więc nie muszę jej ganiać po sklepie, wyrywać z rąk zabawek, słodyczy, czegokolwiek, zbierać wrzeszczącej i wierzgającej z podłogi. Jest słodka i nie waha się tego używać. Kiedy czegoś chce nauczyła się już prosić o to przytulając się i całując rozkosznie. Jest inteligentna, mądra, śliczna i zabawna.

Kuleczka to od samego początku przeciwieństwo starszej siostry. Jest dużo większa (urodziła się większa), dużo spokojniejsza, trochę pogodniejsza niż była jej sisotra w tym wieku, rozwija się szybciej. Jest jak cukierek - uśmiechnięta, radosna, słodka. Ma też więcej włosów niż miała jej siostra :) Potrafi pięknie sama się bawić, ciekawa wszystkiego co ją otacza, ruchliwa i sprytna. Nie zraża się porażkami czy nabitym guzem - jeśli chce gdzieś wpełznąć, to wpełznie, nawet jeśli potem będzize miała śliwkę na czole.

Razem z Maużem i psem rasy niezdefiniowanej, który bardzo kocha nasze dziewczynki, a jeszcze bardziej kocha je z bezpiecznej odległości, tworzymy szczęśliwą rodzinę. Rodzinę niedoskonałą.